• Szkoła jazdy Manewr Ośrodek Szkolenia Kierowców Grójec
  • Trakt Królewski w Grójcu
  • Nowa inwestycja w Grójcu: apartamenty przy ul. Kolarska 8
  • Koszary Arche Hotel w Górze Kalwarii

Sadownik: Stanęliśmy nad przepaścią

Fot. Związek Sadowników Rzeczpospolitej Polskiej
  • Szyte wnętrza - sklep z żaluzjami i zasłonami
  • Klucz Serwis - dorabianie kluczy do drzwi i samochodów
  • Perfumeria Tanellis & Biżuteria - Grójec Pasaż Intermarche

Wczoraj w Warszawie odbył się protest sadowników niezadowolonych z dramatycznie niskich cen skupu owoców miękkich i jabłek przemysłowych. Po manifestacji nasuwają się pytania o frekwencję oraz o efekty akcji.

W stolicy pojawiło się kilka tysięcy sadowników mocno zaniepokojonych sytuacją na polskim rynku owoców. Jedni mówią, że w proteście wzięło udział 2-3 tys. producentów, inni zaś, że mogło być nawet 5 tysięcy osób. Niezależnie od tego, która z tych liczb jest bliższa prawdy, nie da się ukryć, że na takich akcjach wciąż jest nas za mało.

Stosunkowo nieduża frekwencja to wynik braku jedności w sadowniczej branży. To poróżnienie wśród producentów mogliśmy obserwować chociażby 10 lat temu, gdy odbywały się blokady przetwórni. Ceny jabłek przemysłowych były wówczas jeszcze niższe niż obecnie. Chcąc zmusić przetwórców do podwyżki, grupy producentów pilnowały bram zakładów, by na ich teren nie mógł wjechać żaden samochód z jabłkami. Jednocześnie organizatorzy wystosowali apel do wszystkich sadowników o wstrzymanie dostaw surowca.

Niestety, protest nie przyniósł rezultatu w postaci podwyżek cen „przemysłu”. Pewnie w dużej mierze dlatego, że bardzo wielu producentów zignorowało apel. Jedni protestowali, drudzy po prostu zbierali, nie myśląc o tym, że w ten sposób kręcą bat na całą branżę, i że ten bat po prostu kiedyś mocno ich zdzieli w plecy. Pamiętamy te tłumaczenia. „Mam to zostawić na polu, aż zgnije?”, „Z czego ja zapłacę za prąd?”, „Protesty nie mają sensu”, „Co mam dać ludziom do roboty?”, „Nie mam czasu na blokady”. I tak jabłka, pomimo blokad, bocznymi bramami, po cichu trafiały do przetwórni. – Niech protestują, ja zebrałem, sprzedałem i przynajmniej mam czysto w sadzie – mówił czołowy sadownik, śmiejąc się poniekąd z protestujących.

Tamten protest miał znaczenie symboliczne. Dobitnie udowodnił, że nie ma wśród nas jedności. Pokazał przetwórniom, że mogą wygrać, nie robiąc właściwie nic. Wystarczyło poczekać, aż sami chwycimy się za łby. Zresztą podobnie jest w innych aspektach sadowniczej działalności. „Podbieranie” pracowników, obniżanie cen na rynku do poziomu poniżej kosztów produkcji (byleby tylko klient przyszedł do mnie, a nie do sąsiada) – w ten sposób rywalizujemy, niszcząc powoli zarówno siebie, jak i innych producentów. Plony zasiane przed laty zbieramy do dziś.

Potem mieliśmy kolejne protesty. Choćby i ten z 2016 roku. Cena jabłek przemysłowych była wówczas bardzo niska (około 20 groszy), choć i tak wyższa niż obecnie. W większości sadowniczych gmin Związek Sadowników zorganizował spotkania dla producentów. Sale pękały w szwach. Byliśmy zgodni – trzeba protestować, trzeba coś zrobić. Na koniec były zapisy na autokar, która zawiezie ludzi na protest do Warszawy. Z kilkuset obecnych zapisało się raptem kilkanaście osób. W gminie, gdzie na każdej na wsi mieszka kilkudziesięciu gospodarzy, nie można było zebrać jednego pełnego autokaru. Reszta wymówiła się brakiem czasu czy jakąś pilną robotą do wykonania. A podejrzewam, że po prostu im się nie chciało. Jak to zwykle bywa, nie zabrakło narzekających, nie zabrakło radzących, za to zabrakło tych, którzy coś robią.

Chyba wciąż niewielu sadowników zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. Niby popierają protesty i inne działania na rzecz podwyżek cen, a jednocześnie nie chcą dać nic od siebie. Wielkim błędem jest myślenie, że Maliszewski albo jakikolwiek inny działacz pojedzie do Warszawy z garstką ludzi i coś wywalczy. Inna byłaby siła naszych argumentów, gdyby pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów pojawiło się kilkanaście albo może nawet 20 tysięcy niezadowolonych producentów. Sukcesem byłoby, gdyby z każdego domu na proteście pojawił się chociaż jeden przedstawiciel.

Wczorajszy protest miał na celu zmuszenie państwowych decydentów do reakcji na krzywdę producentów. Oczywiście, nie jesteśmy naiwni i cudów nie oczekujemy. Mamy jednak nadzieję, że rząd zacznie, przynajmniej w niektórych kwestiach, słuchać głosu sadowników. Czy wreszcie ktoś poważnie zajmie się tematem kontraktacji? Czy ktoś podejmie działania na rzecz ochrony naszych rodzimych producentów?

Dzięki manifestacji społeczeństwo miało się również dowiedzieć prawdy o sytuacji w polskim sadownictwie. O tym, że na spadek cen wpływa fakt, że sprowadza się owoce z Ukrainy, mimo iż nasze rodzime wypełniają zapotrzebowanie. O tym, że polskiemu producentowi stawia się coraz trudniejsze warunki odnośnie używania środków ochrony roślin, a nie idzie za tym większa zapłata. Albo może o tym, że sadownik sprzedaje wiśnie po 1 zł za kilogram, a w sklepie kosztują one 8-9 zł.

Niestety, społeczeństwo o demonstracji nie dowie się z Telewizji Polskiej, na którą łożymy również i my, płacąc abonament. Szefowie rządowych (bo na pewno nie publicznych) mediów uznali najwidoczniej, iż opinia publiczna nie musi wiedzieć, że kilka tysięcy sadowników przemaszerowało głównymi arteriami Warszawy w geście protestu. Nie wyemitowano żadnego reportażu, pewnie dlatego, że mógłby on zburzyć obraz dobrobytu polskiej wsi za rządów PiS utrwalany w Agrobiznesie. W wieczornym wydaniu „Wiadomości” znalazło się natomiast miejsce na informację o tym, że 83. urodziny obchodzi Jarosław Marek Rymkiewicz, wybitny poeta i eseista. Materiał okraszono oczywiście filmowym wspomnieniem, jak to w 2016 roku Jarosław Kaczyński wręczał Rymkiewiczowi nagrodę im. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie twierdzę, iż urodziny znakomitego poety nie są ważną sprawą, ale… chyba los tysięcy sadowników nieco bardziej zasługuje na uwagę.

Ale może to i lepiej, że TVP nie zrobiło żadnego materiału z wczorajszego strajku. Pewnie gdyby powstał, sadownicy zostaliby „subtelnie” przedstawieni – jak to w poprzednim ustroju bywało – jako warchoły i wichrzyciele (takim określeniami władze PRL nazywały uczestników strajków radomskich w 1976 roku), którzy mącą porządek publiczny. Albo dominującym tematem byłby fakt, że prezesem Związku Sadowników RP jest Mirosław Maliszewski, polityk PSL-u, czyli partii, którą obecna władza uważa za wroga. Dobrze, że chociaż inne media zadały sobie trud wspomnienia o naszym proteście. Materiały z tego wydarzenia pojawiły się m. in. w Polsacie, TVN-ie czy RMF FM.  Pisały o tym portale branżowe, a nawet portal Radia Maryja.

Chwała tym, którzy wczoraj byli na proteście. Chwała tym, którzy jabłka zrzucają na ziemię, zamiast dostarczać je na przetwórnię za 13 gr/kg. Chwała tym, którzy wstrzymują się ze zrywaniem wiśni, zamiast sprzedawać je poniżej kosztów. 

Sadownik (imię i nazwisko do wiadomości redakcji)




Komentarze (27)

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Redakcja portalu Grojec24.net nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Każdego użytkownika obowiązują Zasady Komentarzy.


  • Alarm24 - zgłoś nam swój news


  • Marek Kwieciński - Twój agent ubezpieczeniowy z Grójca

Najnowsze





  • Spółdzielnia Mieszkaniowa Samopomoc - Grójec

Popularne






Ostatnie komentarze






  • Miejsce na Twoją reklamę

Ogłoszenia

Miejsce na Twoją reklamę