Obrońcy zwierząt chcieli w niedzielę sprawdzić legalność polowania na dziki w okolicach Grójca. Ale ich akcję zablokowali zaprzyjaźnieni z myśliwymi rolnicy - informuje "Gazeta Wyborcza".
12 stycznia 2019 r. ruszył odstrzał dzików. Masowe polowania, które rekomendują ministerstwa środowiska i rolnictwa, są elementem walki z ASF. Akcja wzbudziła sprzeciw ekologów.
Mijający weekend to ostatnie dwa dni, kiedy myśliwi mieli przeprowadzać pilne „skoordynowane polowania wielkoobszarowe na dziki” w celu walki z ASF. Do napiętej sytuacji na linii ekolodzy - mieszkańcy doszło w miejscowości Jeziórki (gmina Pniewy).
Jak relacjonuje "Gazeta Wyborcza", las, w którym miało się odbyć to polowanie, jest otoczony sadami. Mieszkańcy wpuścili tam myśliwych i ich auta, a następnie stanęli, własnymi ciałami blokując wjazd aktywistom. – To nasz las, nie wejdziecie – oświadczyli. Przyjezdni odjechali, próbowali wejść do lasu od innej strony, część z nich w środku spotkała się z myśliwymi.
Grupa osób otoczyła samochody aktywistów. – Przyjeżdżacie tu prowokować! Kto wam płaci? – pytali.
"GW" podaje, że kilku rolników dążyło do wykorzystania przewagi liczebnej. – Chcą do lasu, to otoczmy ich i tam wepchnijmy. A najpierw do rowu! Zobaczycie, jak chłopów zdenerwujecie, to was wszystkich powywieszają! – unosił się starszy mężczyzna.
Czy sadowników zadowoliłby wyższe odszkodowania? – Panie, jakie ja pieniądze dostanę za drzewka, które hodowałem trzy lata, przycinałem, nawoziłem? To mi nie zwróci włożonych pieniędzy – mówił dziennikarzowi "Gazety Wyborczej" lokalny sadownik. – Oni się tu ganiają jedni z drugimi, a koła [łowieckie – red.] nie wywiązują się z odszkodowań. Mówią potem, że przez blokady polowań nie wyrabiają planów i nie chcą płacić – żaliła się inna kobieta.